Wyprawa do Meksyku

Meksykańska masakra narzędziem górskim czyli z czekanem w ciepłym kraju.

Czekan jaki jest, każdy widzi. Według encyklopedii - z czeskiego cakan, z niemieckiego Zinken (czyli cynk), może to być laska ze stalową głowicą, uformowaną z jednej strony w łopatkę, a z drugiej w szpic. Może to być też rodzaj fletu, czeski i węgierski ludowy instrument muzyczny (na takim właśnie grał Uhlik w "Potopie"), tudzież dawna broń składająca się z osadzonego na lasce młotka z toporkiem. Czekan to narzędzie alpinistyczne i turystyczne, bardzo powszechne w górskich rejonach, choćby w Alpach, gdzie latem czy zimą jest widokiem na porządku dziennym. W dżungli to co innego. Tam częściej zdarza się maczeta. Chociaż czekan (zwany wśród górzystów m.in. dziabą, dziabadłem czy marchewą) co stwierdziłem na podstawie obserwacji uczestniczącej, przydaje się wszędzie - czasem fizycznie, a czasem, jakby to ująć, socjologicznie.

Dżungla

Do Meksyku wzięliśmy (Artur i ja) całkiem sporo sprzętu. Już w autobusie na lotnisko kierowca sarkał, że niszczymy innym ludziom bagaże, bo wystają nam siekierki i kijki. W plecakach były jeszcze raki i kalesony. W planie były wulkany - przede wszystkim najwyższy w Meksyku i trzeci w Ameryce Północnej, mierzący 5700 m n.p.m. Orizaba oraz mierzący 5286 m Ixtaccihuatl. Tak więc taszczenie tych kilku kawałków metalu było uzasadnione. Tylko jak to wytłumaczyć patrzącym na nas ze zdziwieniem tubylcom i turystom, których głównym zajęciem (zresztą podobnie jak naszym) było ocieranie potu z czoła przy 40 stopniowym upale i uzupełnianie płynów. Tak było przynajmniej "na dole". No bo będąc w Meksyku trzeba zobaczyć miasta Majów, głowy Olmeków, dżunglę i inne atrakcje położone mniej więcej na poziomie morza. Tylko po co tamże czekan ? Ano... na przykład ustępują ci miejsce w autobusie, biorąc cię za świra (niekoniecznie nieszkodliwego). W kulturach indiańskich ludzie niepełnosprawni umysłowo cieszyli się zawsze nietykalnością, szacunkiem, jako ci, którzy są bliżej bogów. Coś w spojrzeniach potomków Majów mówiło nam, że uważają nas za takich, którzy mogą być nawet z bogami na ty. Jeśli przyjmie się, że skrywane pokazywanie palcami, szepty i uśmiechy są wyrazem podziwu, można poczuć się na piedestale... Choć tak naprawdę to na piedestał trzeba się wspinać.

Góry

Od wejścia na Orizabę moja dziaba, podobne jak miecze średniowiecznych herosów, zyskała imię - Oridziaba. Góry były dużym orzeźwieniem po temperaturowych rewelacjach w dżungli. W Meksyku różnice temperatur są imponujące. Na Jukatanie, na poziomie morza - mniej więcej plus 40. Na pięciu tysiącach w nocy - około minus 10. Tam czekan jest sprzętem przydatnym do celów, dla których został stworzony. Jest podporą. Co prawda podpierałem się nim niedługo w stosunku do całego czasu spędzonego w Meksyku, ale to były ważne momenty. Dzięki czekanowi się nie stoczyłem.

Bagno

Czy ktoś już powiedział, że historia to bagno ? Jeśli nie, to sformułuję taką tezę teraz (pasuje mi do koncepcji artykułu). Czekan ma swój wkład w historię - wiąże historię Związku Radzieckiego i Meksyku postacią Lwa Trockiego. Ten zwolennik "rewolucji permanentnej" i zaostrzenia polityki wobec chłopstwa jako warstwy drobnoburżuazyjnej (pierwowzór Snowballa z "Folwarku Zwierzęcego") zadarł z osobą, z którą nie powinno się zadzierać. Ostatnim przystankiem w jego ucieczce przed Stalinem było miasto Meksyk. Tam, 20 sierpnia 1940 roku dopadła go karząca ręka sprawiedliwości. Uzbrojona w czekan. Wkład czekana w historię - jakżesz makabrycznie to brzmi... Nie wiadomo, czy sam towarzysz Koba nakazał wykonanie wyroku przy pomocy takiego narzędzia, kierując się być może swoim słynnym poczuciem humoru i np. grając słowami - była Cze-Ka (Czerezzwyczajnaja Komisja - Ogólnorosyjska Nadzwyczajna Komisja do Walki z Kontrrewolucją i Sabotażem, założona przez Dzierżyńskiego, w 1922 przekształcona w GRU) weźmie czekan i w kaczan... Jedną z osób podejrzanych o morderstwo była słynna meksykańska malarka Frida Kahlo (rozsławiona niedawno przez film z Salmą Hayek). Kahlo jako socjalistka i rewolucjonistka z przekonania użyczyła towarzyszowi Trockiemu gościny (wieść niesie, że miała też z nim romans) i... trzeba mieć wyobraźnię przeciętnego psychopaty (zresztą to temat na osobną rozprawkę), żeby oskarżyć kobietę o wbicie dziaby w głowę starszego pana. Brrr...

Miasto

Mexico City. Największe miasto świata (liczbę mieszkańców szacuje się na ok.25 milionów ludzi - jednym z powodów osiedlania się tamże jest sprzyjający klimat, dzięki położeniu na 2200 m n.p.m.). Wielu nas przed nim ostrzegało - bandytyzm, kradzieże, tłok w metrze. W takiej zbiorowości ludzkiej patologie są nieuniknione. Jednak wjeżdżając do Meksyku mieliśmy już ponad tygodniowy zarost oraz ogólną aparycję, jeśli można posłużyć się cytatem z wieszcza: "Brody ich długie, kręcone wąsiska, wzrok dziki, suknia plugawa, noże za pasem, miecz u boku błyska, w ręku ogromna buława". W stolicy doszliśmy do wniosku, że magia czekana działać nie przestaje - obiektywnie patrząc kto chciałby zaczepić dwóch hombres relatywnie nie najgorzej uzbrojonych i na pierwszy rzut oka wyglądających jak po kampanii wietnamskiej. Nikt, kto oglądał Rambo I (a kto tego nie oglądał? - notabene, w Mexico City pirackie cd i dvd kosztują mniej więcej dolara). Miejsce w metrze też się zawsze znalazło - nawet pomimo tego, że czekan był przytroczony do plecaka. I tylko trochę odstawał.

Plaża

Tak się złożyło, że od samego początku pobytu w Meksyku wisiała nad nami konieczność spędzenia pewnego okresu czasu na plaży w kurorcie Cancun. Stamtąd startował nasz samolot do Europy. Czas ten, w związku z topnieniem zasobów finansowych, wydłużył się do 4 dni (na tortillach i bananach). I trzeba stwierdzić, że wejście na oba szczyty pięciotysięczne było niczym w porównaniu do męczarni w ponad 40 stopniowym upale na plaży (nie zelżał nawet w nocy). W dodatku cała otoczka, ceny i tłumy "prawdziwych turystów masowych (w sensie masy ciała też)" działały destrukcyjnie na naszą psychikę. Kontrast z górami pod każdym względem - kolosalny. Zwłaszcza ekonomiczny. W górach ludzie klepią biedę, mieszkają w zbitych z desek barakach bez podłogi, a w Cancun mało brakuje, a wprowadzą klimatyzację na plaży (swoją drogą byłoby fajnie...). Z tym że ci ludzie w górach dali nam takąż zbitą z desek chatkę do spania (nominalnie była to szkoła), gdy poprosiliśmy, a w kurorcie wyganiali nas z plaży, bo za biednie wyglądaliśmy. Na szczęście (dla nich), nie wyganiali zbyt przekonywująco, zerkając na narzędzia turystyczne czekające tylko na prowokację. Na plaży powstało mnóstwo utworów literackich, między innymi wierszyk o takim samym tytule jak tenże artykuł. A brzmi on tak:

Przede mną spore wyzwanie
O większym poeta nie marzy
Jak opowiedzieć ciekawie
O dniach spędzonych na plaży?

Czy turkus wody opiewać?
Czy fal szum nieustający?
Czy hymn na cześć kobiet wyśpiewać?
Czy wrzeszczeć, że mi gorąco?

Trzeciego dnia wziąłem czekan
(dzień żarem tchnął i spokojem)
I w ciało grube jak beka
Wbiłem aż po rękojeść

Następnie rzuciłem rakiem
(zwykle go noszę na bucie)
I poszybował rak ptakiem
I spowodował ukłucie

Drugiego z mocą cisnąłem
Frunął pierwszego śladem
Cieszyłem się, że go wziąłem
Rozorał komuś pośladek

I w czapce i w rękawiczkach
Z czekanem w ręku skrwawionym
Dawałem znak wczasowiczkom
Jak bardzo jestem znudzony

Walczyłem z gromadą yetich
(na plaży też jest ich masa)
Mój czekan bił jak rakieta
Krew zaś wsiąkała w piasek

Wreszcie ratownik rozsądny
Wywiesił flagę czerwoną
Jak na złość wszedłem do wody
Opłukać ciało zmęczone

Przede mną wielkie wyzwanie
Od kilku dni mrę w marazmie
Wzrok spoczął znów na czekanie
To groźna rzecz - wyobraźnia...

Fakt - z nudów i dla prowokacji chodziłem z czekanem, w czapce, rękawiczkach i z czołówką na głowie po plaży i obserwowałem reakcję. Tak więc wierszyk powstał niemal z autopsji. Wniosek ogólny z ciepłego kraju - czekan przydaje się w każdej sytuacji. Jak będę jechał do Tunezji (tfu, tfu, odpukać) to też wezmę. Może nawet dwa?


Autorem tekstu jest: Grzegorz Żak

Tagi: góry wulkany Meksyk Orizaba Ixtaccihuatl czekan

Data publikacji: 2007-11-05 | Liczba wyświetleń: 5451